ZAPRASZAMY 10 LISTOPADA NA SPOTKANIE FRANCISZKAŃSKIEGO ZAKONU ŚWIECKICH, O GODZINIE 15.00 KORONKA DO BOŻEGO MIŁOSIERDZIA, MSZA ŚWIĘTA, RÓŻANIEC W INTENCJI ZMARŁYCH SIÓSTR I BRACI, A NASTĘPNIE SPOTKANIE FORMACYJNE W KLASZTORZE (temat 11).
Franciszkański Zakon Świeckich w Opolu
FZS Opole
sobota, 9 listopada 2024
sobota, 26 października 2024
wtorek, 15 października 2024
SYTGMATYZACJA, JAKO DOPEŁNIENIE MIŁOŚCI FRANCISZKA DO KRZYŻA
Jozafat R. Gohly OFM
Z racji jubileuszu 800-lecia stygmatów św. Franciszka również podczas tego spotkania poświęcimy czas na analizę tego wydarzenia. Zatrzymamy się na miłości św. Franciszka do krzyża oraz na stygmatyzacji, którą odczytujemy jako dopełnienie miłości św. Franciszka do Chrystusa ukrzyżowanego. Spojrzymy na to w kontekście dzieł sztuki, które te zagadnienia przedstawiają.
FRANCISZKOWA MIŁOŚĆ DO KRZYŻA
Krzyż miał niewątpliwie wielkie znaczenie dla św. Franciszka i wpłynął mocno na jego duchowość. Pierwsze spotkanie Franciszka z krzyżem miało miejsce jeszcze przed jego nawróceniem, kiedy wstępuje do kościółka San Damiano i tam z ikony krzyża słyszy słowa: „Franciszku idź i odbuduj mój kościół. Począwszy od owej godziny, jego serce zostało tak zranione i uwrażliwione na wspomnienie męki Pańskiej, że przez całe dalsze życie nosił w swoim sercu stygmaty Pana Jezusa” (Traktat o cudach 2). Już w tym pierwszym spotkaniu Franciszka z krzyżem w San Damiano jest mowa o stygmatach. To pierwsze spotkanie z ukrzyżowanym wycisnęło je w sposób niewidzialny w sercu i we wnętrzu Franciszka.
„Nowy człowiek, Franciszek, zajaśniał nowym i zdumiewającym cudem, kiedy za szczególnym przywilejem, nie udzielanym w ubiegłych stuleciach, został odznaczony czyli ozdobiony świętymi stygmatami i w swym śmiertelnym ciele upodobniony do ciała Ukrzyżowanego. Cokolwiek by o tym powiedział język ludzki, będzie mniejsze od chwały, jaka mu należy. […] Wszystkie dążenia męża Bożego, tak publiczne, jak prywatne, obracały się wokół krzyża Pańskiego; i od samego początku jego rycerskiej służby Ukrzyżowanemu rozbłyskały wokół niego różne tajemnice krzyża.” (Traktat o cudach 2).
Sam strój, który przyjął dla swojego zakonu to znak krzyża. Jak pisze Celano: „A czyż kryjąc się w krzyżu, nie przyjął habitu pokuty, przedstawiającego obraz krzyża? Taki habit bardzo dobrze odpowiadał jego zamiarowi, gdyż pobudzał go do gorliwości w ubóstwie, wszakże jeszcze bardziej święty potwierdzał w nim tajemnicę krzyża. Albowiem jak jego duch odział się w Chrystusa ukrzyżowanego na wewnątrz, tak całe jego ciało ubrało się w krzyż Chrystusowy na zewnątrz.” (Tamże).
Jego dusza czuła wielkie współczucie dla boskiego cierpienia, które często czuł. Nie mógł powstrzymać westchnień i lamentów. Uciekał od towarzystwa ludzi, szukał samotności i rozmawiał ze Zbawicielem, jakby widział Go przed sobą fizycznymi oczami. W krzyżu Franciszek znajduje nie tylko największe cierpienie, ale również wyraz Miłości Boga do człowieka. Prawdziwa i doskonała radość wypływa tylko z prawdziwej i doskonałej Miłości. W dialogu z br. Leonem, którego nazywa „owieczką Bożą”, mówi o zniesieniu wszystkich cierpień i doświadczeń myśląc o mękach Chrystusa: „[...] jeśli to wszystko zniesiemy pogodnie, myśląc o mękach Chrystusa błogosławionego, które winniśmy ścierpieć dla miłości Jego, o bracie Leonie, zapisz, że to jest radość doskonała. Przeto słuchaj końca, bracie Leonie. Ponad wszystkimi łaski i dary Ducha Świętego, których Chrystus udziela przyjaciołom swoim, jest pokonanie samego siebie i chętne dla miłości Chrystusa znoszenie mąk, krzywd, obelg i udręczeń. Z żadnych bowiem innych darów Bożych nie możemy się chlubić, gdyż nie są nasze, jeno Boże.” (Kwiatki św. Franciszka, 8).
To przede wszystkim głębokie współczucie dla cierpienia Chrystusa zainspirowało sztukę do przedstawienia św. Franciszka z krzyżem. Do dziś w sztuce oprócz stygmatów, które wyróżniają tylko Franciszka, używa się krzyża jako znaku odróżniającego Franciszka od innych świętych. Dlatego też od początku sztuka skojarzyła Biedaczynę z ukrzyżowaniem Chrystusa i wyznaczyła mu miejsce pod krzyżem, które często zajmowała Maria Magdalena.
Jedno z takich przedstawień św. Franciszka z Ukrzyżowanym znajdziemy w dominikańskim klasztorze św. Marka we Florencji. Zawdzięczamy ten obraz florenckiemu malarzowi Fra Angelico z Fiesole (1387-1455). Franciszek nie jest jedyną postacią pod krzyżem, ale jest jednym z wielu, choć wyróżniających się postaci. Fra Angelico - pobożny dominikanin, który według starej relacji potrafił malować obrazy ukrzyżowania jedynie przez łzy, miał usposobienie bliskie św. Franciszkowi, stworzył jeden z najpiękniejszych obrazów naszego świętego w kapitularzu klasztoru św. Marka we Florencji, gdzie ozdabiał cele zakonne malowidłami przez 12 lata. W scenie ukrzyżowania zgromadził pod krzyżem około dwudziestu bohaterów duchowych, głównie założycieli zakonów, a także postacie biblijne, m.in.: Benedykta, Bernarda, Dominika, Franciszka. Każdy z nich przyjmuje inną postawę. Święci są zajęci różnymi sprawami, nie koniecznie zwróceni są w stronę Ukrzyżowanego. Pobożny artysta prawdopodobnie najlepiej spisał się w przypadku serafickiego świętego. Św. Franciszek ukazany jest w postawie klęczącej jako piąta postać z lewej strony krzyża. Klęczy tak zwyczajnie, tak naturalnie, tak całkowicie przepełniony widokiem ukrzyżowanego Chrystusa! Patrzy na Niego nieruchomym wzrokiem, jakby chciał oczami zobaczyć i równocześnie odczuć w sobie cierpienie Pana. Zanurzony w kontemplacji ukrzyżowanej miłości, zapomina o całym otaczającym go świecie, a jego wzrok jest jakby utkwiony w Zbawicielu.
Inna jest wizja nordyckiego mistrza sztuki renesansu, Anthony'ego van Dycka (1599-1641), który wielokrotnie portretował m.in. św. Franciszka. Szkic tego obrazu znajduje się w galerii Lichtensteinów w Wiedniu. Jak w przypadku obrazu Fra Angelico, wydaje się, że święty Franciszek właśnie oddał się cichej kontemplacji. Serce jego napełniło się taką miłością i nie mógł już trzymać się z daleka od krzyża. Zrywa się, pędzi do krzyża, prawą ręką chwyta przebite stopy Zbawiciela, lewą zaś kładzie z wielkim uczuciem na sercu i spogląda na Ukrzyżowanego z wyrazem niewysłowionego współczucia. Na obrazie wyraźnie podkreślona jest postać świętego serafickiego. Podkreśla to jego postawa, jasne światło opadające na jego habit, jego oblicze. Można odnieść wrażenie, że Franciszek - poza Chrystusem, jest główną postacią obrazu. Uwagę zwraca na niego także kapitan na koniu z prawej strony w tle, który odwraca się by zobaczyć Biedaczynę pod krzyżem. Grupa osób po przeciwnej stronie krzyża: Matka Boża, Maria Magdalena i Jan, nie jest pozbawiona pewnej teatralnej pozy. U stóp krzyża znajduje się potężna czaszka, którą często widzimy na obrazach św. Franciszka od czasów renesansu.
Fra Angelico zgromadził pod krzyżem dwudziestu świętych mężów. Wszyscy oni mieli Chrystusa w swoich sercach i głosili Go słowami. Bardziej niż niejeden z nich, czynił to Seraficki Ojciec z Asyżu. Dlatego pozwolono mu nie tylko patrzeć na ukrzyżowanego, ale także spocząć w jego ramionach i być blisko serca Jezusowego. Chrystus odwzajemnia swoją miłość najczulej jak może. Tak przynajmniej wynika z jednego z najpiękniejszych obrazów w Hiszpanii - mamy na myśli znany obraz Bartholome Esteban Murillo (1617-1682): „Święty Franciszek w objęciach Ukrzyżowanego” (1668).
Murillo umieszcza krzyż w skalistym krajobrazie, dzikie burzowe chmury otaczają ciemne niebo i potęgują poważny, melancholijny nastrój. Franciszek, który jedną nogą stoi na kuli ziemskiej i odpycha ją na znak pogardy, obiema rękami trzyma Zbawiciela, jakby nigdy nie chciał Go wypuścić z rąk. Pan Jezus rozluźnia prawe ramię, obejmuje nim świętego, przyciska go do zranionego boku i umierając, patrzy w jego tęskne oczy. Dwaj aniołowie trzymają księgę z napisem: „Kto nie wyrzeka się wszystkiego, nie może być moim uczniem.” (Łk 14,33). Głębia wyrażonego tu uczucia wywiera niezatarte wrażenie w sercu widza. Obraz znalazł szerokie rozpowszechnienie w niezliczonych reprodukcjach i rozsławił nazwisko Murillo w najszerszych kręgach. Sztuka malarska i rzeźbiarska często powtarzała ten obraz. Mamy także we Wrocławiu-Karłowicach piękną pełnoplastyczną rzeźbę z brązu wykonaną w Berlinie w 1909 r. Figura stoi na placu przed klasztorem franciszkanów.
Jeszcze jedno przedstawienie, nad którym chcemy się zatrzymać to św. Franciszek pogrążony w modlitwie. Autorem dzieła jest Michelangelo Merisi da Caravaggio (1571-1610). Obraz znajduje się w muzeum w Cremonie.
Caravaggio przedstawia na płótnie świętego Franciszka w samotnej pobożności spowitej nieprzeniknioną ciemnością. Światło i ciemność to styl Caravaggio. Franciszek pogrążony jest w myślach, ze zmarszczonymi brwiami. Święty klęczy w pozycji medytacyjnej, a jego głowa i broda spoczywają na złączonych dłoniach. Wzrok Franciszka jest stale skupiony w dół, w kierunku krucyfiksu starannie umieszczonego na księdze Ewangelii. Po lewej stronie, na tej samej gładkiej kamiennej półce, umieszczona została czaszka.
Te trzy elementy były często przedstawiane na renesansowych obrazach św. Franciszka z Asyżu: krucyfiks i księga były tradycyjnymi symbolami odpowiednio Chrystusa i Pisma Świętego, podczas gdy czaszka jest uniwersalnym symbolem śmiertelności. Czaszka mówi o kruchość życia i nieuchronność śmierci. Wydaje się, że Caravaggio celowo ułożył te trzy symbole w rodzaj „martwej natury” Męki Pańskiej z centralnym naciskiem na Krzyż Chrystusa, zgodnie z głębokim nabożeństwem Franciszka do ukrzyżowanego Chrystusa. Umieszczenie krucyfiksu z otwartą Biblią i okładką spoczywającą na czaszce jest wyjątkowe w ikonografii franciszkańskiej. Święty medytuje nad krucyfiksem, który wydaje się być synonimem otwartej przed nim księgi. To niezwykłe zestawienie Krzyża Świętego nad otwartą księgą mocno przypomina franciszkańską myśl o „księdze Krzyża”.
Bonawentura opisując pierwszą wspólnotę braci pisze: „Zamiast tych ksiąg [liturgicznych] rozważali dniem i nocą księgę Krzyża, ciągle się w nią wpatrując, pouczeni przykładem i słowami Ojca, który ustawicznie mówił im o Krzyżu Chrystusowym.” (1 Bon 4,3). Nawet w konstytucjach kapucyńskich z 1536 r. jest wskazanie, by „nie nosić ze sobą wielu książek, aby bracia mogli studiować najdoskonalszą księgę - Krzyż”. Krzyż i księga na obrazie są ze sobą połączone, leżą jedno na drugim, ale krzyż ma pierwszeństwo – jest na księdze.
Trzecim elementem tego układu jest ludzka czaszka, która od lat jest odczytywana jako znak pokory i śmiertelności. Chociaż sam Franciszek nie postrzegałby czaszki wyłącznie jako symbolu fizycznej śmierci. Skoro w „Pieśni słonecznej” Franciszek mówi o „Siostrze śmierci”, to jest ona dla niego nie końcem, ale bramą do wiecznego raju. Śmierć jest drogą, którą trzeba podążać za Chrystusem do zmartwychwstania. Z racji, iż od wieków czaszka pod krzyżem była identyfikowana z czaszką Adama, należy też przyjąć, że Franciszek uważał czaszkę Adama za symbol śmierci, który otwiera drzwi do zmartwychwstania przez Chrystusa – 1 Kor 15,21-22: „Jak bowiem przez człowieka przyszła śmierć, tak też przez człowieka przyszło zmartwychwstanie. Albowiem jak wszyscy umierają w Adamie, tak wszyscy zostaną ożywieni w Chrystusie.”
Podsumowując tę część o miłości św. Franciszka do Ukrzyżowanego, to możemy przytoczyć słowa z listu do Galatów, wyrażającego cała postawę Biedaczyny z Asyżu: „Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata.” (Ga 6,14).
STYGMATYZACJA
Niezwykła miłość św. Franciszka do ukrzyżowanego Zbawiciela przyniosła mu nagrodę, która została mu przyznana jako pierwsza wśród świętych.
Hrabia Orlando, przyjaciel świętego, podarował braciom wysoką, odległą górę w Umbrii, zwaną La Verna lub Alwernia. Franciszek czasami udawał się tutaj z kilkoma braćmi, aby w samotności przestrzegać ścisłego postu.
Było to w roku 1224. Święty Franciszek wrócił do swej ukochanej Alwernii, aby tam odbyć czterdziestodniowy post ku czci Archanioła Michała, którego bardzo szanował. Oprócz br. Leona towarzyszyli mu tam bracia Masseo, Illuminat, Anioł i Sylwester. Rano o wyznaczonej godzinie budził go sokół krzykiem. Jeśli święty, którego siły wyczerpały się niemal całkowicie wskutek licznych cierpień, z powodu nadmiernego osłabienia nie był w stanie tak wcześnie wstać z twardego łoża, wówczas sokół zlitował się nad nim i przybywał jedną godzinę później.
Bonawentura w „Życiorysie większym św. Franciszka” w ten sposób opisuje wydarzenie stygmatyzacji: „Gdy więc unoszony żarem serafickich pragnień zdążył ku Bogu i współczującą słodyczą przemieniał się w Tego, który ze zbyt wielkiej miłości chciał być ukrzyżowany, któregoś ranka, około święta Podwyższenia Krzyża Świętego, podczas modlitwy na zboczu góry, zobaczył, że jeden Serafin mający sześć ognistych i błyszczących skrzydeł zstępuje z wysokości niebios. Skoro bardzo szybkim lotem przybył do miejsca, gdzie znajdował się mąż Boży i zawisł w powietrzu, pomiędzy skrzydłami ukazała się podobizna ukrzyżowanego człowieka, mającego ręce i nogi rozciągnięte na podobieństwo krzyża i do niego przybite. Dwa skrzydła wznosiły się ponad jego głową, dwa były rozciągnięte do lotu, a dwa okrywały całe ciało. Widząc to, Franciszek, bardzo się zdziwił, a mieszane uczucie smutku i radości przepełniło jego serce. Cieszył się wprawdzie z tak pięknego widoku, gdyż uważał, że Chrystus w postaci Serafina patrzy na niego, ale przybicie do krzyża mieczem współcierpiącego bólu przeszyło jego duszę (Łk 2,35). Przepełniony był ogromnym podziwem na widok tak tajemniczej wizji, że słabość męki w żaden sposób nie może się pogodzić z nieśmiertelnością serafickiego ducha. Dzięki objawieniu Pańskiemu zrozumiał jednak, że tego rodzaju wizja została ukazana jego oczom przez Opatrzność Bożą, aby przyjaciel Chrystusa poznał wcześniej, że nie przez męczeństwo ciała, lecz przez żar duszy ma być zupełnie przemieniony na podobieństwo Ukrzyżowanego Chrystusa. Znikająca wizja nie tylko rozpaliła przedziwny żar w jego sercu, ale i na jego ciele wycisnęła podobiznę nie mniej dziwnych znaków. Natychmiast zaczęły się pokazywać na jego rękach i nogach ślady gwoździ, które niedawno widział na podobiźnie ukrzyżowanego człowieka. Okazało się bowiem, że ręce i nogi zostały w środku przebite gwoźdźmi tak, że główki gwoździ było widać na wewnętrznej stronie rąk, a na górnej stóp, zaś ich ostre końce na stronach przeciwnych. Główki gwoździ w rękach i nogach były okrągłe i czarne, a ich wydłużone ostre końce, zagięte i jakby powtórnie wbite, wystając z ciała, unosiły się nad jego pozostałą częścią. Również prawy jego bok był jakby włócznią przebity, a krew wypływająca często z rany, plamiła habit i spodnie.” (1 Bon 13,3).
Był to szczyt jego cierpień, ale także ogrom łaski Bożej, którą Franciszek został obdarowany. Kiedy zszedł z góry Alwernia, nosił na swoim ciele stygmaty Chrystusa, odciśnięte ręką samego Wszechmogącego Boga.
To niezwykle wydarzenie w życiu świętego Franciszka podziałało silnie na wyobraźnię artystów i było wielokrotnie przedstawiane w sztuce. Żadne doświadczenie w życiu św. Franciszka nie było częściej ukazywane artystycznie niż stygmatyzacja. Należałoby również podkreślić, że scena ta była wymagana na podstawie ustawodawstwa zakonnego. Statuty prowincji wielkopolskiej w 1753 r. mówiły wprost, że w każdym kościele franciszkańskim ma być ołtarz z obrazem stygmatyzacji. Miał taki ołtarz wyznaczone miejsce w kościele, jako pierwszy przy łuku tęczy, najbliżej ołtarza głównego. Statuty określały również bardzo szczegółowo w jaki sposób ma być przedstawiona scena stygmatyzacji: „św. Ojca naszego Franciszka cudownie naznaczonego świętymi stygmatami przez Ukrzyżowanego Pana pod postacią Skrzydlatego Serafina, umieszczonego naprzeciw niego i pięcioma czerwonymi promieniami dotykającego pięć miejsc członków Świętego [powinna być] przedstawiona tylko tak, a nie inaczej” (A. Błachut). Jak popatrzymy teraz na kilka przykładów w historii sztuki, to zobaczymy, iż jest ona różnie przedstawiana.
Jedno z najstarszych przedstawień stygmatyzacji to fresk z asyskiej bazyliki górnej św. Franciszka namalowany przez włoskiego malarza i architekta oraz tercjarza franciszkańskiego Giotta di Bondone (ok. 1266-1337). Artysta sprostał oczekiwaniom franciszkanów, by obraz był namalowany z jak największą wyrazistością, oddając realizm zdarzenia, bez niejasności. Jest to jeden z tych przykładów stygmatyzacji, gdzie Chrystus w postaci Serafina nie jest przybity do krzyża. Chociaż skrzydła Serafina składają się w formie krzyża. Bonawentura nakazał wręcz, by w sztuce ukazywać Serafina w formie ukrzyżowanej, by w ten sposób nawiązać do ukrzyżowania. Także po to, aby przeciętny człowiek zrozumiał stygmatyzację, jako naznaczenie ranami Chrystusa. Czyniona tak, by w ten sposób potwierdzić, iż wizja miała miejsce w dzień Podwyższenia Krzyża Świętego. Franciszek ukazany został w postawie klęczącej, z uniesionymi nieco rękami i wzrokiem skierowanym w stronę Serafina. Te gesty rąk, które pojawiają się na niemal wszystkich obrazach są wyrazem żarliwej modlitwy. Gest ten wyraża również gotowość na przyjęcie darów, które Bóg przygotował dla człowieka. Pomiędzy ranami Serafina a ranami Franciszka zaznaczone są promienie wskazujące na przekazanie stygmatów. Całe wydarzenie osadzone jest w scenerii skalistego wzgórza, poprzecinanego wąwozami. Na pierwszym planie z prawej strony jedyny świadek tego wydarzenia – br. Leon, zatopiony w lekturze Pisma Świętego, wręcz nie uczestniczący w wizji. Na wielu obrazach stygmatyzacji malowano br. Leona jako świadka wydarzenia. Świadek potrzebny był, aby uwiarygodnić wydarzenie. Czasami malowano dwóch świadków. Br. Leon na obrazach był również wyrażeniem idei, iż w tym czasie istniał już zakon franciszkańskich. Tło stygmatyzacji oprócz przedstawionych postaci, stanowią również dwie kaplice – dwa domy. Wskazuje to na fakt, iż Franciszek był na pustelni, oddalony od pozostałych braci.
W sztuce polskiej mamy również przykłady bardzo starych fresków ukazujących stygmatyzację. W północnym skrzydle krużganków krakowskiej bazyliki franciszkanów znajduje się fresk ukazujący stygmatyzację św. Franciszka. Pochodzi on z okresu 1440-1450, a więc jest najstarszym znanym w Polsce przedstawieniem stygmatyzacji. W tym przypadku nie ma żadnego świadka tego wydarzenia (br. Leona). Jest tylko Franciszek i Serafin ze skrzydłami, który tym razem jest ukazany jako przybity do krzyża. W obrazach stygmatyzacji należy również zwrócić uwagę na sposób ukazywania promieni łączące rany Serafina i św. Franciszka. Czasami ukazywane one były jak w zwierciadle, przez lustrzane odwzorowanie obu postaci. Innym razem, dla podkreślenia autentyczności stygmatów, promienie były malowane bardzo realistycznie z promieniami łączącymi rany w rzeczywistym obrazie, np.: z lewej ręki Serafina biegnie promień na lewą rękę Franciszka, jak to jest pokazane w krakowskim fresku. „Scena stygmatyzacji w krużgankach umiejscowiona jest na tle zadrzewionego krajobrazu, linia horyzontu wysoka, po prawej stronie poniżej ukrzyżowanego serafina kościół, po lewej intrygujące zwierzę, określane przez historyków sztuki jako sarna, choć można by w nim zidentyfikować mitycznego i symbolicznego jednorożca. Postać samego Franciszka, którego postawa określana jest jako klęcząca, bardziej jednak przypomina mistycznego tancerza.” – jak to opisał dr Andrzej Zając OFMConv.
Inne przedstawienie stygmatyzacji widzimy w dziele miedziorytnika - mistrza E(ndres)a S(ilbernagel)a z XV w. (wcześniej znanym w historii sztuki jedynie pod inicjałami E.S., chociaż do końca nie wiadomo, czy rzeczywiście o tę osobę chodzi).
Święty Franciszek klęczy zwrócony w lewo, gdzie unoszący się w powietrzu krucyfiks z czterema serafickimi skrzydłami pojawia się w nieco karłowatej formie i odciska na nim stygmaty. Brat Leon śpi w tle, a jego twarz jest zacieniona przez opuszczony kaptur. Po obu stronach wznoszą się skały i drzewa, pomiędzy którymi w tle widać górski zamek. W oddali po prawej stronie widać miasto, po lewej wysoki kościół. Lewą stronę przedstawienia ożywia siedem papug. Jest to piękne, delikatne dzieło słynnego mistrza z jego późniejszego okresu.
Kolejne przykłady stygmatyzacji to dwaj malarze flamandzcy: Stygmatyzacja Jana van Eycka (1390-1441) i Rubensa.
Trzeba pamiętać, iż Jan van Eyck był bardzo dobrym portrecistą. Uznawany jest za jednego z twórców nowożytnego malarstwa portretowego. Widzimy to wyraźnie w obrazie stygmatyzacji. Franciszek i brat Leon w wykonaniu Jana van Eycka są dobrze namalowanymi głowami portretowymi holenderskich franciszkanów. Tak naprawdę wiemy, że na dwa lata przed śmiercią seraficki święty nie był nadal tak potężną postacią, jak go tu przedstawiono. Jego twarz i oczy również są zbyt pozbawione wyrazu, czy emocji, jak na tę wyjątkową godzinę. Niezbyt szczęśliwa jest także sytuacja brata Leona, który odwraca się plecami do swego duchowego ojca. Z jednej strony nie widzi stygmatyzacji, ale w sztuce przyjęło się by malować na stygmatyzacjach świadka, by w ten sposób potwierdzić autentyczność wydarzenia. Niemniej jednak obraz ze szkoły Jana van Eycka zasługuje na uwagę. Wydarzenie umieszczone zostało w górskiej scenerii. W oddali widoczne miasto. Serafin został ukazany ze skrzydłami, przybity do krzyża, ale nie ma zaznaczonych promieni z ran Serafina do ran Franciszka.
Jego wielki i jeszcze bardziej znany rodak, Peter Paul Rubens (1577-1640), wielokrotnie malował św. Franciszka, zarówno w modlitwie i ekstazie, jak i u stóp krzyża oraz podczas ostatniej komunii. W obrazie stygmatyzacji Rubensa z 1616 r. Franciszek, ubrany jest w połatany habit, klęczy na skale, pochłonięty kontemplacją ukrzyżowanego, którego wizerunek leży przed nim. Nagle obiekt jego miłosnych rozważań pojawia się nad nim w powietrzu, otoczony światłem. Zdumiony nieoczekiwanym pojawieniem się, mimowolnie odchyla nieco górną część ciała i szeroko rozkłada ramiona; rany są już widoczne na dłoniach. Brat Leon był tak przestraszony oślepiającym światłem, że z trudem utrzymywał się na nogach i zakrywał oczy dłonią, by chronić oczy od bijącego z wydarzenia światła. To potężne, silne postacie, jakich spodziewalibyśmy się po Rubensie. Nawet jeśli Franciszek i jego towarzysz nie do końca odpowiadają naszym oczekiwaniom, siła pojawienia się, która pozostawiła niezatarte ślady na ciele świętego, wyraża pełnię ekspresji we wspaniały sposób poprzez kolorystykę i całą kompozycję. Rubens jako pierwszy zaczął ukazywać Chrystusa w stygmatyzacji w naturalnej wielkości, a nie w karłowatej postaci, jak na wielu innych obrazach. W późniejszym okresie było wielu naśladowców Rubensa. Obraz pierwotnie znajdował się w kościele kapucynów w Kolonii, ale później trafił do tamtejszego Muzeum.
Ostatnie przedstawienie, jakie chcę pokazać odbiega nieco od przyjętych schematów ukazywania stygmatyzacji. To wspominany wcześniej Michelangelo Merisi da Caravaggio (1571-1610), który pięknie ukazał „Ekstazę św. Franciszka” na obrazie z ok. 1595 r., który obecnie znajduje się w USA w Hartford w stanie Connecticut. Caravaggio był prekursorem baroku i mistrzem ukazywania światłocienia. Ten okres w historii był naznaczony mistycyzmem. W tym kierunku szli nie tylko jezuici pod wpływem św. Ignacego, ale również franciszkanie. Odzwierciedlenie tych klimatów znajdziemy również w sztuce. To jest jedne z przykładów tego. To pierwsze przedstawienie świętego w stanie ekstazy - „omdlenia”.
Brak Serafina na krzyżu, brak promieni stygmatów, brak br. Leona – świadka, wyraźny brak scenerii góry Alwerni. Caravaggio przedstawia św. Franciszka w pozycji leżącej, podtrzymywanego przez anioła. Takie ujęcie było bezprecedensowe w ikonografii franciszkańskiej. Do tego stopnia, iż niektórzy interpretują błędnie ten obraz jako śmierć św. Franciszka. Jest tylko Franciszek i Anioł. Sześcioskrzydły serafin opisywany w literaturze został zastąpiony w scenie młodym aniołem, symbolizującym Boską Miłość. Wydaje się, że Caravaggio odszedł od tradycyjnej ikonografii, aby wprowadzić do swojej kompozycji dodatkowe i nakładające się na siebie wątki franciszkańskie. Święty Franciszek Caravaggia upada do tyłu podczas modlitwy i otrzymuje wizję w stanie ekstazy, a nie radości połączonej ze smutkiem, jak opisywały to najwcześniejsze źródła. Innowacje Caravaggia pokrywają się jednak z opisem św. Franciszka autorstwa św. Bonawentury, który opisuje św. Franciszka pogrążonego w takiej kontemplacyjnej ekstazie, że oddalił się od samego siebie, dostrzegając rzeczy wykraczające poza śmiertelne zmysły. Zarówno wcześniejszy obraz Caravaggio, który ukazywał Franciszka zatopionego w modlitwie, jak i ten są metaforami Franciszkowej tęsknoty za śmiercią na tym świecie i duchowym odrodzeniem w Chrystusie poprzez Jego płonącą miłość. Caravaggio obrazowo ilustruje doświadczenie Franciszka poprzez skojarzenie ze znanymi słowami św. Pawła: „Albowiem miłość Chrystusa przynagla nas, pomnych na to, że skoro Jeden umarł za wszystkich, to wszyscy pomarli. A właśnie za wszystkich umarł po to, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał.” (2Kor 5,14-15).
Franciszek na obrazie Caravaggio niemalże umiera, aby po naznaczeniu stygmatami narodzić się na nowo. Nawet śmierć cielesna nie zakończyła drogi Franciszka. Wymownie ilustruje to napis na epitafium nagrobnym św. Franciszka podyktowanym przez papieża Grzegorza IX, który kanonizował Franciszka w 1228 r. i był jego przyjacielem przez wiele lat. Słowa na epitafium brzmią: „Serafickiemu, katolickiemu i apostolskiemu Franciszkowi, wybitnemu ze względu na jego wzniosłą pokorę; podpora chrześcijaństwa, Naprawca Kościoła; którego Ciało, nie będąc ani martwe, ani żywe, otrzymało znamiona ukrzyżowanego Chrystusa. Papież, opłakując, radując się i wywyższając w jego nowych narodzinach, z jego rozkazu, jego ręki i jego hojności, wzniósł ten pomnik 16 sierpnia 1228 r. Przed śmiercią był martwy, po śmierci żyje.”
Stygmatyzacja była kulminacją miłości św. Franciszka do krzyża. Tak jak już na początku swojego powołania Bóg wycisnął w ciele Franciszka niewidzialne rany, tak u końca jego życia naznaczył go widzialnymi ranami, które nosił on na dłoniach, nogach i na swoim boku. Stygmaty, czyli ślady męki, cierpienia i śmierci Jezusa. Znaki nie tylko śmierci, ale przede wszystkim znaki miłości Boga do człowieka. Przez stygmatyzację św. Franciszek tak się upodobnił do Chrystusa, że papież Pius XI nazwał go „drugim Chrystusem” (Alter Christus), a Jan Paweł II mówił, iż Franciszek był „ikoną Ukrzyżowanego Chrystusa”.
NASZA ODPOWIEDŹ
Patrząc na św. Franciszka i stygmatyzację możemy zadać sobie kilka pytań i szukać na nie odpowiedzi.
Czy akceptuję krzyż?
Widzieliśmy za przykładem św. Franciszka, jak w jego życiu ustawicznie obecny był krzyż wyryty w sercu, który towarzyszył mu od początku jego powołania w San Damiano, aż po stygmatyzację na górze Alwerni. Nam też w życiu towarzyszy krzyż. Jest z nami od początku do śmierci. Ten znak czynimy na dziecku, które zostaje przyniesione do chrztu świętego przez swoich rodziców. W tym znaku otrzymujemy rozgrzeszenie, ten znak czynimy każdego dnia na swoim ciele, rozpoczynając czy kończąc dzień, posiłek, modlitwę: „W imię Ojca, i Syna i Ducha Świętego”.
Krzyż powinien nam nie tylko w życiu towarzyszyć, ale powinien stać się częścią mojego życia. Jestem chrześcijaninem, moim znakiem rozpoznawczym jest krzyż. Uczmy się od św. Franciszka miłości do krzyża i ukrzyżowanego. Przytulmy się jak św. Franciszek do krzyża, który ma być dla nas nie tylko znakiem ukrzyżowania i śmierci, ale przede wszystkim znakiem wielkiej miłości Boga do człowieka.
Czy potrafię przyjąć cierpienie?
Krzyż, o którym mówimy jest często także utożsamiany z cierpienie, bólem, chorobą, trudami podeszłego wieku, sytuacją opuszczenia przez najbliższych – śmierć ludzi, których bardzo kochaliśmy, a którzy zostali już powołani do wieczności. To wszystko są krzyży naszego życia. Czy potrafimy te sytuacje zaakceptować, przyjąć, pogodzić się z nimi? Jak pięknie napisała Alice von Hildebrandt w książce „Listy do wdowy” – „Krzyż albo nas przygniata – jeżeli niesiemy go w zły sposób, albo sam nas niesie.” To, że krzyż dotyka każdego z nas nie ulega wątpliwości, ale wiele zależy od tego, w jaki sposób krzyż – cierpienie przyjmiemy. Czy pozwolimy się przytłoczyć krzyżowi, czy otworzymy na niego swoje ramiona, zaakceptujemy, zgodzimy się na niego, pozwolimy się prowadzić przez ścieżki, które przygotował nam Bóg. Cierpienie z kimś podzielone jest połową cierpienia. Cierpienie zaakceptowane jest o połowę lżejsze.
Czy potrafię uwielbiać Boga?
Bardzo ważny szczegół, na który warto zwrócić uwagę, to fakt, iż Franciszek po stygmatyzacji nie zamknął się w modlitwie i kontemplacji, ale szedł dalej w życie niosąc swoje cierpienie, a przez nie i łaskę Bożą. Jest wiele miejscowości we Włoszech, które chlubią się, że u nich był Franciszek stygmatyzowany. Jest wiele cudów, które zadziały się po stygmatyzacji, a które opisują „Źródła franciszkańskie”, czy „Kwiatki św. Franciszka”. To po stygmatyzacji św. Franciszek pisze pieśń pochwały stworzenia – „Hymn słoneczny”. Wtedy, gdy już był dotknięty cierpieniem, bólem i chorobą. To po stygmatyzacji idzie, aby pojednać zwaśnionych – biskupa Asyżu i burmistrza miasta. Naznaczony cierpieniem staje się apostołem pokoju i uwielbienia Boga.
Jaka jest nasza postawa w sytuacji cierpienia i krzyża, który nas dotyka? Czy potrafimy być głosicielami pokoju, czy potrafimy jeszcze w takich sytuacjach dostrzegać innych i ich potrzeby, czy potrafimy uwielbiać Boga i modlić się dziękując za łaskę cierpienia? Czyż właśnie wtedy, gdy był u schyłku swojego życia nie nazwał śmierć swoją siostrą, jakby ją chciał oswoić, zaakceptować, przyjąć i równocześnie podziękować Bogu także za nią, bo ona prowadzi nas do spotkania z Panem, aby żyć na wieki.
EUROPEJSKIE SPOTKANIE FRANCISZKANÓW ŚWIECKICH
GNIEZNO 2024
Święty Franciszek wzywa franciszkanów świeckich do braterstwa, które ma uczynić ich radosnymi i gotowymi do służenia tym najbardziej potrzebującym, tym najmniejszym. Franciszkanie świeccy są powołani do budowania świata bardziej braterskiego i ewangelicznego. Mają właściwie kształtować swoją odpowiedzialność w duchu chrześcijańskiej służby. (Reg.13)
Aby te cele móc realizować zostały zainicjowane spotkania franciszkanów świeckich z wszystkich krajów Europy. Inicjatorkami spotkań EUFRA były dwie siostry Margret Mertens i Walburga Hack ze wspólnoty FZŚ w Niemczech. Pierwsze spotkanie obyło się w 1978 roku w Szwajcarii.
Mottem spotkań EUFRA jest hasło: Ze świętym Franciszkiem i świętą Klarą w drodze do nowej Europy.
Uczestnicy EUFRA dąża na wzór św. Franciszka i św. Klary do budowania pojednania i pokoju w Europie.Wszyscy uczestnicy tego braterskiego spotkania są zaproszeni do dzielenia sie własnymi doświadczeniami,do poznania różnic, trudności i wyzwań w różnych krajach europejskich.
Tegoroczne spotkanie EUFRA,które odbyło się od 25 do 31 sierpnia w Centrum Edukacyjno-Formacyjnym w Gnieźnie, przeżywane było w atmosferze jubileuszu 800 lat stygmatyzacji św. Franciszka.
Rodzina franciszkańska trwa w atmosferze jubileuszy już od kilku lat.Jest to czas radosnego świętowania, ale równocześnie czas zastanowienia się nad swoim powołaniem oraz czas głębszego poznania duchowości franciszkańskiej.
W tegorocznym spotkaniu wzięło udział 40 franciszkanów świeckich z pięciu krajów : z Holandii, Niemiec, Rumunii, Słowacji i z Polski.
Asystencję duchową pełnili O.Hermann-Joseph Schlepütz OFM z Niemiec, O. Jozafat Gohly OFM z Wrocławia.
EUFRA jest spotkaniem formacyjno- braterskim, dlatego zawsze jest przygotowywany temat , który jest rozważany w czasie rund dyskusyjnych.
Temat tegorocznego spotkania to „ Stygmatyzacja jako dopełnienie miłości świętego .Franciszka do krzyża” przygotowany przez O.Jozafaty Gohly zgodnie z tegorocznym jubileuszem.
W czasie pierwszego spotkania formacyjnego wysłuchaliśmy pierwszej części konferencji zatytułowanej ”Franciszkowa miłość do krzyża” .O. Jozafat omówił to zagadnienie w kontekście dzieł sztuki, które to wydarzenie przedstawiają.
Dla św. Franciszka krzyż miał wielkie znaczenie. Pierwsze spotkanie św. Franciszka z krzyżem miało miejsce w kościółku San Damiano. Tam Franciszek usłyszał głos z ikony krzyża „Franciszku idź i odbuduj mój kościół”. To wydarzenie zmieniło św. Franciszka i jest już mowa o stygmatach niewidzialnych, które pojawiły się w jego sercu. W sztuce ukazywany jest św. Franciszek z krzyżem i jest kojarzony z ukrzyżowanym Chrystusem. Postać Franciszka jest przedstawiana pod krzyżem w miejscu, gdzie była Maria Magdalena. Florencki malarz Fra Angelico Fiesole namalował scenę ukrzyżowania i zgromadził na tym obrazie wiele postaci. Św. Franciszka przedstawił w pozycji klęczącej i jest wpatrzony w Chrystusa na krzyżu. Kontempluje wielką miłość ukrzyżowanego Chrystusa i nie interesuje go otaczający świat. Inny artysta Anthony van Dyck przedstawił św. Franciszka, który podbiega do krzyża, prawą ręką obejmuje stopy Zbawiciela a lewą rękę kładzie na sercu i patrzy na Ukrzyżowanego z wielkim współczuciem. Na innym obrazie, którego autorem jest hiszpański artysta Bartholome Esteban Murillo, przedstawiony jest św. Franciszek trzymający obiema rękami Zbawiciela a Pan Jezus prawym ramieniem obejmuje świętego. Pod stopami Franciszka jest kula ziemska, którą on odpycha. To oznacza, że nic nie jest dla niego ważne, tylko Chrystus.
Inne dzieło, które przedstawia św. Franciszka pogrążonego w modlitwie to obraz Michelangelo Merisi da Caravaggio. Święty klęczy w pozycji medytacyjnej a przed nim jest krzyż, pod nim księga Ewangelii i czaszka. Franciszek medytuje nad krucyfiksem, który jest synonimem otwartej przed nim księgi. Czaszka jest zaś symbolem pokory i śmiertelności.
Podsumowując tę część o miłości św. Franciszka do Ukrzyżowanego można powiedzieć, że krzyż był najważniejszy w życiu świętego.
W drugiej części konferencji zatytułowanej „Stygmatyzacja” O. Jozafat przedstawił wydarzenie otrzymania stygmatów przez św. Franciszka na górze Alwernia, na której Franciszek odbywał czterdziestodniowy post ku czci św. Michała Archanioła. Gdy schodził z tej góry ,nosił na swoim ciele stygmaty Chrystusa odciśnięte ręką samego Wszechmogącego Boga. Również i to wydarzenie podziałało na wyobraźnię wielu artystów i było przedstawiane w sztuce. Jednym z najstarszych przedstawień stygmatyzacji to fresk z bazyliki św. Franciszka w Asyżu, którego autorem jest włoski malarz Giotta di Bondone. Chrystus jest przedstawiony w postaci Serafina, ale nie jest przybity do krzyża. Franciszek jest przedstawiony w pozycji klęczącej, z uniesionymi lekko rękami i wzrokiem skierowanym na Serafina. Ten gest oznacza żarliwą modlitwę oraz gotowość przyjęcia darów od Pana Boga. Pomiędzy ranami Franciszka a ranami Serafina są promienie wskazujące na przekazanie stygmatów. W krużgankach krakowskiej bazyliki franciszkanów jest też fresk przedstawiający scenę stygmatyzacji. Serafin jest ukazany jako przybity do krzyża a Franciszek w postawie klęczącej.
W dziele miedziorytnika Endresa Silbernagela przedstawiony jest św. Franciszek klęczący, zwrócony w lewo a w powietrzu unosi się krucyfiks z czterema serafickimi skrzydłami i odciska na nim stygmaty. Całe przedstawienie ożywia siedem papug.
Flamandzki malarz ,portrecista Jan van Eyck przedstawił to wydarzenie w scenerii górskiej, Serafin ukazany ze skrzydłami, przybity do krzyża ale nie ma tu promieni z ran Serafina do ran Franciszka. Obecny jest również brat Leon, który jest odwrócony plecami do Franciszka , nie widzi stygmatyzacji. Drugi flamandzki malarz, który przedstawia scenę stygmatyzacji, to Peter Paul Rubens. Franciszek na tym obrazie ubrany jest w połatany habit, klęczy na skale, kontempluje krzyż, który leży przed nim. Nagle krzyż pojawia się nad nim w powietrzu, otoczony światłem. Św. Franciszek rozkłada ramiona i już są widoczne rany na dłoniach. Brat Leon obecny z św. Franciszkiem zakrywa oczy dłonią, by chronić się przed bijącym światłem. O. Jozafat pokazał jeszcze jeden obraz , który przedstawia Franciszka w pozycji leżącej, w stanie jakby „omdlenia” .Nie ma tu Serafina na krzyżu, ani promieni stygmatów, brak również świadka brata Leona. Św. Franciszek w tej pozycji leżącej jest podtrzymywany przez młodego anioła. Ten anioł symbolizuje Boską Miłość. Autorem tego obrazu jest Michelangelo Merisi da Caravaggio. Na tym obrazie Franciszek jakby umiera, ale po otrzymaniu stygmatów rodzi się na nowo.
Stygmaty są to ślady męki, cierpienia i śmierci Jezusa. Są one przede wszystkim znakiem miłości Boga do człowieka. Przez stygmatyzację św. Franciszek tak upodobnił się do Chrystusa, że papież Pius XI nazwał go „drugim Chrystusem” a św. Jan Paweł II mówił, że był on „ikoną Ukrzyżowanego Chrystusa”.
Po konferencjach odbyła się dyskusja w grupach. Podczas rozmowy uczestnicy dzielili się swoimi wrażeniami z konferencji i próbowali dostosować do swego życia znaczenie stygmatów św. Franciszka. Ta konferencja pobudziła u uczestników spotkania chęć do głębszej kontemplacji krzyża, do przyjęcia krzyża w życiu, który kojarzy się z cierpieniem, trudnościami, bólem. Wzorem musi być dla nas św. Franciszek, który po stygmatyzacji, naznaczony cierpieniem, działa nadal, jest apostołem pokoju i uwielbienia Boga. Trzeba więc się nam zastanowić, czy potrafimy nieść pokój, uwielbiać Pana Boga, modlić się, dostrzegać potrzeby innych ludzi i dziękować za łaskę cierpienia. Na tej drodze nie jesteśmy sami, z nami jest Pan Jezus , za którym idziemy śladami św. Franciszka.
Każdy dzień rozpoczynaliśmy Eucharystią połączoną z Jutrznią. Złączeni z Chrystusem, umocnieni Jego Słowem i Ciałem mogliśmy przeżywać kolejny dzień . Wieczorami gromadziliśmy się na modlitwie różańcowej przy figurze Matki Bożej Niepokalanej.
Poza konferencjami i rundami dyskusyjnymi był czas na dzielenie się swoimi talentami w czasie zajęć praktycznych. Tradycją jest , że uczestnicy z poszczególnych krajów zdobią świecę, którą w uroczystej procesji wnosi się do kościoła i stawia na ołtarzu. Zapalona świeca, jest symbolem Chrystusa, którego mamy nieść współczesnemu światu.
Spotkanie EUFRA to także czas na spotkanie z siostrami i braćmi z FZŚ z regionu, w którym się to spotkanie odbywa oraz na poznanie historii i kultury tego regionu. Tym razem byliśmy gośćmi sióstr i braci Regionu Poznańskiego, z którymi uczestniczyliśmy razem w Eucharystii w kościele O. Franciszkanów na Wzgórzu Przemysła w Poznaniu. Po mszy św. O.Michał Baranowski OFMConv. przedstawił historię przybycia Franciszkanów w to miejsce oraz budowę kościoła i klasztoru. W tym kościele znajduje się cudowny obraz Matki Bożej w Cudy Wielmożnej Pani Poznania. Potem przedłużyliśmy to spotkanie przy braterskim stole. Wtedy był czas na rozmowy, dzielenie się swoimi doświadczeniami z przynależności do wspólnoty franciszkańskiej.
Przed spotkaniem ze wspólnotą franciszkańską zwiedziliśmy Poznań wraz z przewodnikiem.. Zwiedzanie rozpoczęliśmy na Ostrowie Tumskim, następnie jadąc autokarem zobaczyliśmy centrum Poznania. O godzinie 12 zgromadziliśmy się na Starym Rynku przed ratuszem i oglądaliśmy koziołki. Zwiedzanie zakończyliśmy w pięknej barokowej świątyni , którą jest fara.
Zwiedzaliśmy też z przewodnikiem katedrę w Gnieźnie wraz ze słynnymi drzwiami, które znajdują się w katedrze i przedstawiają dzieje św. Wojciecha. Uczestnicy Eufra mieli możliwość poznania historię początków państwa polskiego .
Specjalnymi gośćmi byli s. Marta Sieńska ofs i ks dr Krzysztof Gryz, którzy są twórcami filmu „Z nadmiaru miłości”. Zaprezentowali ten film, który został przygotowany także w wersji niemieckiej. W ten sposób uczestnicy EUFRA mogli poznać bliżej postać bł. Anieli Salawy ,patronki FZŚ w Polsce .
W Centrum Edukacyjno-Formacyjnym zostaliśmy bardzo gościnnie przyjęci .W czasie całego spotkania panowała miła, serdeczna, przyjazna atmosfera. Wszyscy byli bardzo zaangażowani , dzielili się swoimi umiejętnościami i talentami po to, aby to spotkanie było owocne..S. Krystyna i s. Barbara przygotowały program słowno-muzyczny o św. Franciszku. S. Ania ubogaciła nasze spotkanie grą na skrzypcach a s. Anuta śpiewem pieśni maryjnych. W czasie „Radosnego wieczoru” br.Ulli z Niemiec zaprezentował pokaz iluzjonistyczny a s. Maria, Anuta i Doina z Rumunii wystąpiły w strojach ludowych tańcząc i śpiewając ludowe ,rumuńskie pieśni.
W tygodniu, w którym odbywało się spotkanie EUFRA, obchodziliśmy święto Matki Boskiej Częstochowskiej, św. Moniki, św. Augustyna, oraz święto . śmierci męczeńskiej św. Jana Chrzciciela .
W przedostatni dzień uczestniczyliśmy w mszy św. trydenckiej w kościele św. Jerzego, który pochodzi z XII w. W ten dzień było wspomnienie św. Róży z Limy. Matka Boża i ci wszyscy święci oczywiście wraz z św. Franciszkiem i bł. Anielą Salawą czuwali nad nami i upraszali potrzebne dla nas łaski.
Dziękuję przede wszystkim Panu Bogu za dar tego spotkania, dziękuje ks. Jakubowi za życzliwość i gościnne przyjęcie, O. Hermanowi Josephowi i O. Jozafatowi za asystencję duchową a także dziękuję siostrom i braciom z miejscowej wspólnoty FZŚ za wspólną modlitwę i zaangażowanie w organizację tego spotkania, dziękuję Ojcom Franciszkanom w Poznaniu i wspólnocie FZŚ przy klasztorze O. Franciszkanów w Poznaniu za przyjęcie uczestników EUFRA.
Mam nadzieję, że to spotkanie formacyjno-braterskie przyczyni się do pogłębienia naszej wiary, do kontemplowania Krzyża, charyzmatu franciszkańskiego oraz do budowania braterstwa.
Naszym zadaniem jest przekazać zdobytą wiedzę i doświadczenie siostrom i braciom w swoich wspólnotach franciszkańskich.
Homilia księdza biskupa Adriana Puta
Ksiądz biskup w homilii nawiązał do tematu pielgrzymki Apostolatu Maryjnego, którym była cierpliwość. Apostolat Maryjny przygotowuje się do jubileuszu i każdego roku rozważane są owoce Ducha Świętego zapisane w liście św. Pawła. Matka Boża w cnocie cierpliwości osiągnęła wspaniałe wyżyny. Ksiądz biskup zwrócił uwagę na to, że w cnotach podanych przez św. Pawła jest ukryta pewna ciekawa prawidłowość. Otóż trzy pierwsze cnoty odnoszą się do Boga, a są to: miłość, pokój radość. One rodzą się w człowieku z jego obcowania z Bogiem. Pozostałe owoce Ducha Świętego, o których pisze św. Paweł dotyczą bardziej naszej relacji z drugim człowiekiem, albo, mówiąc inaczej, rodzą się z naszej relacji z człowiekiem, która jest piękna, ale i czasem trudna. Na początku tych owoców odnoszących się do człowieka jest cierpliwość. Pozostałe owoce wiążą się z cnotą cierpliwości. Św. Tomasz mówi, że cnota cierpliwości jest związana z męstwem i oznacza stałość postępowania w dobrym. Ileż trzeba mieć w sobie tej cnoty cierpliwości na wzór Matki Najświętszej, aby na co dzień umieć nawiązywać dobre relacje z bliskimi i dalszymi ludźmi. Ile też trzeba mieć tej dobrej cierpliwości w odniesieniu do Pana Boga. Wielu znawców życia duchowego jak np. św. Teresa Wielka, czy św. Tomasz z Akwinu i wielu innych mówili, że cierpliwość jest nam niezwykle potrzebna. Ta cnota jest nam potrzebna do pokonywania w nas naszych słabości. Ile razy towarzyszy nam taka postawa przed Panem Bogiem, że chcielibyśmy tupać i, jak małe dzieci, chcielibyśmy już, w tym momencie otrzymać to, czego pragniemy. A Bóg ma swój czas, swoją miarę. Św. Teresa Wielka mówi, że cierpliwość jest nam potrzebna do tego, abyśmy będąc cierpliwymi w małych rzeczach, przygotowali się do tych wielkich dóbr, które Pan Bóg chce nam kiedyś ofiarować, chce nam je polecić. Te małe drobne rzeczy, trudności, nasze niedoskonałości dnia, cierpienia, które podejmujemy i przyjmujemy, próbując się z nimi zmagać cnotą cierpliwości, są nam potrzebne do tego, aby Bóg powierzył nam kiedyś rzeczy wielkie, odpowiedzialne i ważne. Kiedy ową cnotę odkrywamy w perspektywie Matki Najświętszej, kiedy próbujemy spoglądać na Nią jako Służebnicę Pańską, która jest Służebnicą Boga i człowieka, to widzimy, że w Niej ta cnota była pięknie rozwinięta. Całe Jej życie jest naznaczone cierpliwością. Kiedy czyta się Pismo święte, to może nie narzuca się nam cierpliwość Matki Najświętszej. Wiedziała od początku, kogo matką została, musiało jednak upłynąć wiele lat tam w Nazarecie, aby mogła zobaczyć znaki boskości swojego Syna. Ile musiała mieć cierpliwości, aby oczekiwać chwały swojego Syna. Św. Franciszek Salezy w komentarzu do dzisiejszej Ewangelii podaje, że Pan Jezus mówi do swojej Matki, że nie nadeszła jeszcze Jego godzina, co oznacza, że Pan Jezus nie chciał tam uczynić żadnego cudu. Pan Jezus chciałby być posłuszny prawdzie, że z Galilei nie pochodzi żaden prorok. Chyba nie chciał tam czynić żadnego znaku, który objawiłby Jego chwałę i pokazał, kim On jest. A co czyni Matka, wiedząc kim On jest. Kiedy zauważyła, że goście nie mają już wina, podchodzi do swego Syna i mówi: „zrób coś, bo będzie wstyd dla tych młodych ludzi”. Odpowiedź Pana Jezusa jest niezwykła: To jeszcze nie ten czas, Matko. Ale Ona mówi do sług: zróbcie wszystko, co wam powie. To trochę trwało, zanim słudzy wykonali polecenie Pana Jezusa. Św. Franciszek Salezy wskazuje tutaj na wielką cierpliwość Matki Najświętszej. Choć Jej Syn mówi, że to jeszcze nie ten czas, ma Ona jakiś klucz do Jego Boskiego synowskiego serca i wie, jak to zrobić, jak to uczynić. Ta nauka płynąca z dzisiejszej Ewangelii jest nam bardzo potrzebna. Potrzebujemy cnoty cierpliwości na wzór Matki Najświętszej w życiu codziennym. Ta cnota jest nam potrzebna najpierw w odniesieniu do Pana Boga. Można się dziwić, jak można potrzebować cierpliwości do Pana Boga, ale ona jest naprawdę potrzebna. Często modlimy się o coś do Pana Boga, a gdy jeszcze tego nie mamy, czasami próbujemy Pana Boga duchowo szantażować. Mówimy: Panie Boże już tyle zrobiłem, tyle wykonałem, a Ty mi jeszcze tej łaski nie dajesz. A Bóg ma swój czas, swoją miarę. Jeśli cierpliwość jest owocem Ducha Świętego, czyli Bożego życia w nas, to ta relacja do Pana Boga - czyli cierpliwość - będzie wspaniałym znakiem naszego pięknego oddania się Jemu. My musimy uwierzyć, że Bóg ma swoją miarę, ma swoje plany, swój czas i On wie, kiedy to ma nastąpić. Jako ludzie głębokiej formacji wiary, czy to w Trzecim Zakonie Franciszkańskim czy jako Apostolat Maryjny, musimy mieć w sobie głębokie przekonanie, że jeśli Ojciec nie daje, to nie dlatego, że nie kocha, że nie chce dać, i nie ma co tupać nogami ani nie można mówić, no jak to, Panie Boże. Cnota cierpliwości jest nam potrzebna w odniesieniu do bliźnich. Potrzebujemy cierpliwości do tych ludzi, którzy są z nami najbliżej, w domu, w rodzinie, we wspólnocie zakonnej i parafialnej. Ileż jest niepotrzebnych grzechów obmowy, oszczerstwa, ponieważ brakuje nam cierpliwości. Cierpliwość potrzebna jest w wychowaniu dziecka, w relacji z wnukami, kiedy chcemy im przekazać wiarę, a okazuje się, że jest inaczej. Ile trzeba mieć cierpliwości, aby to wszystko znieść. Najłatwiej byłoby załamać ręce. Ale trzeba mieć ową Bożą cierpliwość na wzór Matki Najświętszej, modląc się i dając świadectwo wiary, że bliźni ma swój czas i swoją miarę. My też potrzebujemy cierpliwości do samych siebie. Przychodząc do kratek konfesjonału, żalimy się, że chcielibyśmy się pozbyć tego grzechu, że chcielibyśmy inaczej żyć, inaczej realizować swoją miłość do drugiego człowieka, czy do Ojczyzny. Denerwujemy się na samych siebie, patrzymy na siebie z dezaprobatą. Potrzebujemy więc cierpliwości do nas samych. Tak naprawdę, nie znamy ani czasu ani miary, bo one są w rękach Bożych. Tylko ten dobry Ojciec wie, kiedy nastanie ten czas i ta łaska, która zakwitnie w naszym sercu, że to, o co prosimy, o co błagamy, stanie się naszym udziałem.
Musimy też nauczyć się cierpliwości do wielkich znaków czasu. Papież Franciszek mówi nam, że nie żyjemy w epoce zmian, ale mamy do czynienia ze zmianą epoki. Ten świat, który znaliśmy, powoli odchodzi, przemija, a to, co się rodzi, nie jest jeszcze bardzo wyraźne. Przeglądając media, można zauważyć, że to, co było dla nas świętością, przestaje być świętością dla świata. Zmiany następują szybko, ale nie widać jeszcze tego nowego. Ojciec Święty Franciszek zaprasza nas do Bożej cierpliwości, potrzebujemy cierpliwości na wzór Matki Najświętszej, aby widząc, że mija to, co do tej pory było wartością nie tylko dla nas ale i dla świata, zobaczyć, co Bóg w swoim ojcowskim sercu przygotował dla nas. Można obrażać się na to wszystko, co jest wokół nas, można strząsnąć proch i powiedzieć, że odżegnujemy się od tego, ale jeśli Pan tak chciał, abyśmy w tym czasie i w tym miejscu żyli, to znaczy, że potrzebuje nas z naszym świadectwem, że potrzebuje was z waszą formacją, z zaangażowaniem w życie Kościoła. Bóg potrzebuje dzisiaj Apostołów Maryjnych Stowarzyszenia Cudownego Medalika, potrzebuje Trzeciego Zakonu Franciszkańskiego, waszej formacji, waszej modlitwy, aby cierpliwie spoglądać na ten świat, który się rozpoczyna. Co z tego wyniknie, nie potrafię powiedzieć.
Ksiądz biskup zachęcił nas do spoglądanie w przyszłość z ufnością Matki Najświętszej. Mamy nieść światu nadzieję, która płynie z Ewangelii, a którą poznajemy przez formację w naszych wspólnotach.
sobota, 12 października 2024
W NIEDZIELĘ 13 PAŹDZIERNIKA ZAPRASZAMY NA SPOTKANIE FRANCISZKAŃSKIEGO ZAKONU ŚWIECKICH.
SPOTKANIE ROZPOCZNIEMY O GODZINIE 15.00 KORONKĄ DO BOŻEGO MIŁOSIERDZIA, NASTĘPNIE MSZA ŚWIĘTA W INTENCJI JUBILATÓW, RÓŻANIEC I SPOTKANIE W KLASZTORZE. KOLEKTA TEGO DNIA PRZEZNACZONA DLA BRACI I SIÓSTR FRANCISZKAŃSKIEGO ZAKONU ŚWIECKICH POSZKODOWANYCH W POWODZI.
sobota, 28 września 2024
03./04.10.2024r. (czwartek/piątek)
Kościół oo. Franciszkanów w Opolu.
,,BŁOGOSŁAWIENI MIŁOSIERNI ALBOWIEM ONI MIŁOSIERDZIA DOSTĄPIĄ”
19.00 MSZA ŚWIĘTA
19.45 TRANSITUS
20.30 FRANCISZKAŃSKIE ROZWAŻANIA
21.00
APEL
JASNOGÓRSKI
21.10
KORONKA
FRANCISZKAŃSKA
22:00
PRZERWA
(kawa, herbata i coś…)
23:00
KONFERENCJA:
,,BŁOGOSŁAWIENI MIŁOSIERNI ALBOWIEM ONI MIŁOSIERDZIA DOSTĄPIĄ”
Słowo wygłosi ks. Eugeniusz Ploch proboszcz z Winowa
1.00
ADORACJA
NAJŚWIĘTSZEGO SAKRAMENTU
Z MODLITWĄ WSPARCIA
KORONKA DO
BOŻEGO MIŁOSIERDZIA
2:30 BŁOGOSŁAWIEŃSTWO SAKRAMENTALNE